DAREK…
Spotykałam się kiedyś z chłopakiem Darkiem Boniorem,
młodszy parę lat. Chłopak z zupełnie innego środowiska,
wplątany w osiedlowe szajki złodziei (osiedle
Kurdawanów). Lata 90-te. Dwudziestolatek. Czasami
wyłudzał ode mnie pieniądze. Nie dorównywał mi
wykształceniem ani środowiskiem. Żeby się popisać przed
swoimi kolegami z bandy zapraszał ich do mnie i
dosypywał mi do napoi narkotyki, środki na
przeczyszczenie lub usypiające… Imponowało mu, że
chociaż pokonuję go intelektem panuje nade mną dzięki
przemocy jaką stosuje. Pamiętam taki dzień, gdy
siedzieliśmy u mnie w cztery osoby, a ja musiałam co
chwilę wychodzić do łazienki, żeby zwymiotować… Nie
skojarzyłam co się dzieje. Ponieważ jednak sytuacja ta
powtórzyła się kilka razy, zawsze gdy byli u mnie,
skojarzyłam, że chyba mi coś podają... Udałam, że idę do
kuchni i zaczęłam podglądać z przedpokoju. Darek wyjął z
kieszeni jakieś pastylki, rozdrobił je łyżką na stole i
ze śmiechem wsypał do szklanki. Całe towarzystwo się
śmiało. Pobladłam. Zawróciło mi się w głowie ze strachu
i oburzenia. Zastanawiałam się jak wybrnąć z tej
sytuacji. Zadzwoniłam po sąsiada, , który przyszedł na
rzekome korepetycje. Ja niby niechcący przewróciłam
szklankę z lekami. Nie bez trudu udało się nam wypchać z
domu młodocianych oprawców. Próbowali zrobić awanturę i
zrzucili nawet telewizor z szafki, bo nie chcieli się
pogodzić, że tym razem ich okrutne żarty nie będą miały
widowni. To doświadczenie kosztowało mnie parę
kilogramów ciała… Depresję.
Niskie poczucie własnej wartości, które odczuwam
gdzieś w sercu do dzisiaj, przez taką i podobne
sytuacje. Ludzie są okrutni. Nie warto ich do siebie
zbliżać, zwłaszcza takich, którzy dowartościowują się
naszym kosztem. Jedyne co możemy zrobić to izolacja,
ucieczka lub atak. Spotkałam w życiu setki takich
toksycznych ludzi. Tylko dzięki temu, że w tym tłumie
było też kilkunastu wartościowych ludzi, którzy mnie
docenili, przetrwałam… Przykro mi to mówić ale
najbardziej toksyczną osobą minionych lat, która mnie
krzywdziła był mój mąż… W dodatku, żeby nie zniesławiać
ojca mojego dziecka nie mogę o tym pisać… O tym, że
sabotował mnie zawodowo, jako żonę, matkę a nawet firmę
reklamową dbającą o jego biznesy. Nie mogłam zrozumieć
dlaczego to robi. Nie boję się podawać jego nazwiska.
Przy jego trybie życia już dawno przepadł, nie wiem
nawet czy żyje…
Może
muszę się otrząsnąć z tych wspomnień i zacząć Nowy Rok
inaczej? Dobrze, obiecuję, postaram się przypomnieć
sobie coś wesołego, budującego, optymistycznego… A
tymczasem napiszę tylko: „Nie poddam się”. Nawet gdyby
znęcali się nade mną w więzieniu. Na przykład na
Syberii, w sowieckim więzieniu… Nigdy nie pozwoliłam
nikomu robić sobie prania mózgu. Oczywiście to nie jest
przyjemne. Ale zawsze się zregenerowałam. Może właśnie
dlatego doszłam tu gdzie jestem? Dlaczego to piszę? Bo
są ludzie, którzy mi zazdroszczą i nienawidzą mnie za to
co osiągnęłam, co mam. Chcę pokazać, że nic nie mam i że
jak każdemu było i jest mi ciężko… Co nie znaczy, że
jutro nie znajdę w parku walizki w milionem dolarów. Czy
tyle wejdzie do walizki? Trzeba się rozglądać, bo zawsze
można coś znaleźć. Jeśli nie pieniądze to chociaż miło
spędzone chwile… To taka mała próbka mojego blogowania…
Więcej z cyklu wspomnień, wesołych i
smutnych w linku wspomnienia, na stronie głównej, muszę go
dopiero zrobić...
______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________